środa, 9 lipca 2014

No to rozpoczynam

Już tyle czasu jestem zakochana w szeroko pojętym sporcie, fitnesie i tyle czasu przeglądam multum fitnessowych blogów i fanpage'ów, że w końcu postanowiłam sama założyć. Co mnie do tego skusiło? Często czytam takie ciekawe posty, że zapisuję je gdzieś na komputerze, upycham w zakładkach - ulubione. Dodatkowo mam wiele do powiedzenia no i cóż... sama też chcę się pochwalić swoimi osiągnięciami ;)

Troszeczkę o mnie:
kocham sport od dziecka, nigdy nie potrafiłam usiedzieć długo w miejscu (obecnie mam 27 lat). Reprezentacja szkoły w siatkówkę, ping ponga, grałam w zespole piłki nożnej no i taniec taniec taniec! Po liceum zaczęłam kierunek dwuletni Technik Dietetyk - ukończony z sukcesem. Idąc tymi samymi torami wybrałam się na AWF. Tu również sukces - jestem pani Magister. Dzięki AWF mam legitymację instruktorską z Aerobiku i (uwaga!) Kulturystyki ;). Obecnie uczę dzieci tańca, dodatkowo ćwiczę w domu (powiedzmy siłowo; no i duuużo się rozciągam - lubię jak mnie ciągnie) no i + rowerek i moje ukochane roleczki. Do biegania nie mogę się przekonać, robiłam podchody już kilkakrotnie, no niestety. Może któraś z was mnie przekona :)
Moje niespełnione marzenie sportowe - gimnastyka. Szpagaty, gwiazdy, "fiflaki" umiem do tej pory chociaż nieszczególnie w tym kierunku trenuję. A kiedyś nawet trenowałam Parkour i jak na babkę nieźle mi to szło :)

Rolki - moja miłość!
Jeśli chodzi o jedzenie - do niedawna kooooochałam słodycze. Naprawdę, lubić to mało powiedziane. Jedna rzecz słodka dziennie to standard. A kawa bez ciasta, czy cukiereczków? Nie ma mowy! Wszystkie moje przyrzeczenia zdrowotne jakoś szły - sport, regularne jedzenie, nie podjadam w nocy od kiedy skończyłam 17 lat. Ale słodyczy wyplenić nie mogłam. Zmieniło się to przed Wielkanocą. Zaczął się post a ja przez pierwsze 3 dni postu nie jadłam słodyczy. Tak jakoś przypadkiem. Myślę sobie - tak dobrze mi idzie, może będę próbować dalej. Słodycze zastępowałam owocami z jogurtem (lub bez). I tu nagle szok! Nie jem slodyczy. Owszem raz na tydzień (a nawet rzadziej) zdarzy mi się grzeszek. Najgorzej było gdy zbliżał się koniec roku szkolnego bo zaczęły się prezenty od dzieci. Ale częstowałam tyle dzieci ile mogłam i jakoś przez to przeszłam. Jestem z siebie MEGA dumna a moi znajomi są w ciężkim szoku. A najwspanialszym prezentem mojego wyrzeczenia jest to, że mój uporczywy cellulit na pupie , który mam od kiedy wieeeelu lat chyba doznał szoku i baaardzo szybko znika. Teraz mam minimalny stopień i cały czas walczę. To najlepsza nagroda.

Kasza jaglana z jogurtem naturalnym + siemie lniane + malinki

Poza słodyczami nie jem fast foodów (jakoś mnie nigdy nie ciągnęło) i uważnie patrzę na to co jem. Przygotowuję jedzenie sama w domu, aczkolwiek jest mi ciężko, bo w kuchni jestem średnia, chociaż kiedyś ciężko mnie było w ogóle do kuchni zagonić, teraz nieco eksperymentuję ;) Najgorsze jest to, że jem bardzo mało mięsa. A w dodatku mam dziwny powód - nienawidzę go dotykać. Jak mi ktoś podstawi pod nos to zjem, ale sama nie zrobię. Pokroić kurczaka, zrobić klopsiki? Nie ma mowy! Więc staram się jeść dużo strączkowych (bób - moja miłość).

Będę się powoli wdrażać w ten cały fitnessowy system, mam nadzieję, że jakoś to pójdzie. Pozdrawiam wszystkie maniaczki zdrowia i sportu :)

Em.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz